11 maja 2012

Sen z czwartkowej nocy.
Krótko, bo już zdążyłam zapomnieć masę szczegółów, ale wiem, że byliśmy gdzieś razem plus standardowo znajomi. Nie wiem: ognisko, grill, dyskoteka? On był pijany, może nie bardzo, ale na tyle żeby zgodzić się na odprowadzenie. (Dziewczyna odprowadza chłopaka, ho, ho!)
Wcześniej zaszliśmy do mnie do domu, na podwórzu miałam rozłożony namiot. On uparł się, że będzie spać w namiocie, ja nie pozwalałam mu, przecież zmarznie... A On na to żebym też przyszła, to go przytulę i się rozgrzeje. Jaka ja byłam wtedy szczęśliwa!




Na drodze jednak stanęli moi rodzice, którzy zamknęli mnie w domu (?), krzyczeli coś że nie mogę, że mam swojego chłopaka..
A potem ojciec poszedł sprawdzić czy On zasnął, wrócił i mówi że 'zasnął, ale bez koszulki..' Wtf w ogóle.

7 maja 2012

Dlaczego zawsze kiedy śni mi się On, na drugi dzień musi być kłótnia z moim chłopakiem??

A wracając do snu... Wreszcie byliśmy razem. Albo tak jakby byliśmy...
Trzymaliśmy się za ręce, patrzyliśmy sobie w oczy, i byłam wreszcie szczęśliwa. Wszystko działo się jak zwykle pośród innych ludzi, jakby impreza, ale bez żadnej muzyki (?). Wokół mnie kręciło się jeszcze dwóch facetów: jeden kolega z dawnej pracy, który całował mnie po ramionach (!), drugi brat mojej koleżanki, który ciągle opowiadał mi jakieś głupoty. Ale ja ich miałam gdzieś, dla mnie liczył się tylko On, nieważni byli dla mnie inni...

Pamiętam wyraźnie taki moment, kiedy szliśmy tak blisko, ramię w ramię, a nasze ręce tak sobie zwisały, oczywiście ocierając się o siebie, ale to było wszystko takie nieśmiałe, takie początkowe, jak wtedy gdy wszystko dzieje się po raz pierwszy. Wreszcie złapaliśmy się za ręce i już tak zostało, chociaż tradycyjnie On musiał gdzieś zniknąć 'na chwilę', ja zostałam z innymi, i się obudziłam.